sobota, 10 listopada 2012

Prolog


                Wszędzie było ciemno i cicho. Czułam tylko ciepłą rękę mojej mamy, wiedziałam, że przy niej mi się nic nie stanie. Tuż obok nas stał tata z noktowizorem. Przyglądał się wielkiej fabryce, gdzie podobno znajduje się kryjówka doktora Hoog’a, wielkiego geniusza zła. Podobno to jeden z najlepszych matematyków oraz hakerów komputerowych jaki świat widział. Czasem mam ochotę go podziwiać za to, co zrobił, ale niestety swój talent wykorzystywał do złych rzeczy. Na szczęście mam tatę, który też jest wspaniałym informatykiem, najlepszym w agencji.
                Poczułam delikatne szarpnięcie ze strony mojej mamy. Popatrzyłam w jej stronę i w świetle księżyca zobaczyłam uśmiechniętą twarz. Była taka piękna, delikatna cera i wielkie piwne oczy. Długie czarne włosy opadały na jej czarny kostium agentki.
                - Skarbie – zgarnęła kosmyki z mojego czoła. – Razem z tatą musimy tam wejść i załatwić Hoog’a, a później zabierzemy cię na wielką karuzelę w Wesołym Miasteczku.
                - Myślisz, że tutaj są lepsze karuzele niż w Ameryce? – nachyliłam się nad mamą.
                - Oczywiście.
                Pocałowała mnie w czoło i pobiegła na północ. Podniosłam wzrok i spojrzałam na mojego tatę. Uśmiechał się do mnie jak zawsze, kiedy jesteśmy sami w jego pracowni komputerowej. Kucnął naprzeciwko mnie i wziął moje rączki w swoje dłonie. Był on inny od mojej mamy. Miał kręcone, jasne włosy i szare oczy, w których się zakochałam dawno temu.
                - Piękna, nie ważne, co tam się stanie pamiętaj, że kocham cię.
                - Ja ciebie też tatusiu!
                - Tylko ty byłaś świadkiem tworzenia programu „181296”, więc nie licząc mnie ty potrafisz go uruchomić. – Sięgnął coś do swojej kieszonki i wyciągnął z niej srebrny łańcuszek, który przypominał kształtem krzyż. – Noś go zawsze przy sercu i gdy będziesz w potrzebie pomyśl o mnie. Teraz zostań tutaj i się nie wychylaj. Pamiętaj gdybyśmy nie wrócili za półgodziny uciekaj…
                Pocałował mnie w policzek i pobiegł za mamą. Odwróciłam się za siebie i spojrzałam na fabrykę. To jest moja pierwsza misja, Lyon, Francja. Moi rodzice nie mieli, co ze mną zrobić i mnie tutaj zabrali. Mama i tata są agentami tajnej organizacji, która zajmuje się szukaniem największych złodziei i oszustów na świecie. Najczęściej zatrudnia się tam rodziny, dlatego ja sama nie uczęszczam do publicznej szkoły tylko uczę się razem z moimi przyjaciółmi w agencji. Każdy z nas już przechodzi trening, żebyśmy mogli być w przyszłości tak samo dobrymi agentami jak nasi rodzice. Ja sama nie lubię treningów fizycznych, chyba nigdy nie osiągnę tego, co reszta. Ja sama potrafię tylko grzebać w komputerach i maszynach tak jak mój tata, ale on potrafi się też bić.
                Oparłam się o betonowy murek tak żeby mnie nie było widać i spojrzałam na księżyc, który w połowie był zasłonięty przez drzewa. Przypomniały mi się wieczory spędzone z tatą w naszym domku w Ameryce, z dala od miasta. Zawsze tam wyjeżdżaliśmy, kiedy rodzice mieli wolne. Mama w kuchni robiła nam pyszne desery, a ja razem z tatą patrzyłam na gwiazdy. Mieliśmy nawet naszą ulubioną gwiazdę, Alioth – najjaśniejsza w gwiazdozbiorze Wielkiej Niedźwiedzicy.
                Usłyszałam strzelaninę. Podniosłam się i spojrzałam na fabrykę. Widziałam tylko migające światełko oznaczające alarm. Poczułam ból w sercu tak jakby kogoś w nim  zabrakło. Poczułam wibracje w kieszeni. Powoli włożyłam do niej rękę i wyciągnęłam z niej telefon mojej mamy.
„ Kochanie pamiętaj, że Cię kochaliśmy i czuwamy nad Tobą… Uciekaj i bądź szczęśliwa! Tata i Mama”. Bałam się, że ten SMS jest pożegnaniem z moimi rodzicami. Pragnęłam się dowiedzieć, o co chodzi. Podbiegłam do spadu, ale nie odważyłam się zejść. Zobaczyłam jak z fabryki wychodzą ludzie i w pośpiechu wsiadają do samochodów. Poczekałam aż oni odjadą i zeszłam. Było strasznie ciemno i cicho, ale tym razem nie było przy mnie mamy.
                Coś mi tutaj nie pasowało. Rozejrzałam się po okolicy. Moje oczy nic nie dostrzegały, ale uszy odbierały pikanie. Nie raz słyszałam pikanie z taką częstotliwością. To była bomba! Zaczęłam szybko biec w kierunku skąd przyszłam, ale nie uciekłam daleko. Wybuch spowodował, że poleciałam w powietrzu i upadłam na ziemię, skąd nastąpiła ciemność.

***
                - Aleksy dobrze wiesz, że cię kocham… - usłyszałam głos jakieś kobiety w nieznanym mi języku.
                Siedziałam na jakimś kamieniu, nie pamiętając kim jestem i co się stało. Miałam na sobie podarte i nadpalone ubrania, a ja sama byłam brudna. Kiedy usłyszałam, że kroki się zbliżałam zeskoczyłam z kamyka i podbiegłam w tamtą stronę. Ujrzałam dwójkę młodych ludzi, trzymających się za rękę. Kiedy mnie zobaczyli wystraszyli się, ale nie uciekli. Kobieta pierwsza do mnie podeszła.
                - Dziecko co ci się stało? – znowu zaczęła mówić w obcym języku.
                - Ja pani nie rozumiem…
                - Mój Boże drogi! – mężczyzna zaczął mówić po angielsku. – Agato, ona krwawi! Musimy ją stąd jak najszybciej zabrać.
                I tak się zaczęła moja historia.

5 komentarzy:

  1. Super : )

    Mam prośbę mogłabyś dodać na blogu opcję, żeby dało się go zaobserwować?

    OdpowiedzUsuń
  2. Hah, Kinga, i tak cie zabije. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Btw, a ja wiem, o co chodzi z tym programem '181296' ! Trololololololololiolololol ;D

      Usuń
  3. Masz niezły pomysł na opowiadanie. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Zapraszam do mnie na opowiadanie z udziałem One Direction http://only-one-love-one-life.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. fajnie się zapowiada, a na live-truth-love.blogspot.com, pojawił się pierwszy rozdział. mamy nadzieję, że go skomentujesz i wyrazisz swoją opinię :) - Effy

    OdpowiedzUsuń