sobota, 17 listopada 2012

Rozdział I


                Stałam przed wielkim lustrem. Miałam na sobie piękną, długą zieloną suknię bez ramiączek. Na szyi wisiał krzyżyk, który ze mną jest odkąd pamiętam, czyli od jakiś dziesięciu lat, bo tylko tyle pamiętam. Ciemne włosy miałam spięte w koka z tyłu, zielone oczy zostały podkreślone ciemnozielonym cieniem oraz tuszem do rzęs, a usta tylko podkreślone błyszczykiem. To dzisiaj jest mój wielki dzień, po raz pierwszy zostałam zaproszona na studniówkę. Cieszę się jak nigdy, ponieważ moja powinna być za rok, ale niestety wyjeżdżam z rodzicami do USA, to tam dostali wyjątkową ofertę pracy.
                - Pokaż no mi się.
                Do pokoju weszła Agata, która parę lat temu znalazła mnie i postanowiła się mną zaopiekować, podobno dzięki mi udało się jej z Aleksym. Bała się, że będzie musiała się z nim rozejść, ponieważ nie może mieć dzieci, a ja jej spadłam z nieba. Od siedmiu lat są moimi prawnymi rodzicami.
                Spojrzałam na moją przyszywaną mamę. Była ona niską blondynką o wielkich niebieskich oczach. Na jej twarzy zawsze pojawiał się uśmiech.
                - Będziesz najpiękniejszą dziewczyną na sali.
                - Mamo! – przewróciłam oczami. – Jest dużo więcej pięknych dziewczyn… Zastanawiam się jak Ignacy mógł mnie na to zaprosić…
                - To jest proste – zaczęła mówić, poprawiając coś na mojej głowie. – Jesteście przyjaciółmi, a po drugie mało która chciałaby się z nim umówić…
                - Mamo! – spojrzałam na nią karcącym wzrokiem, ale gdy sobie wyobraziłam Ignacego uśmiechnęłam się pod nosem. – To nie jego wina, że ma odrobinę zadarty nos, krzywe zęby i trochę pryszczy na twarzy… Nie liczy się uroda, ale osobowość!
                - Wiem, że łączy was miłość do technologii, ale czy związałabyś się z nim?
                Tym pytaniem mnie dobiła. Odwróciłam się na piętach i zarzuciłam jej ramiona na barki.
                - Mamo, marzę o tym, żeby spotkać kiedyś bratnią duszę, ale nie chcę niszczyć naszej przyjaźni. – pocałowałam ją w policzek. – I nie chcę robić mu żadnej nadziei, przecież za parę miesięcy wyjeżdżamy. Może tam znajdę kogoś kto kocha komputery tak jak ja albo też znajdę osobę, która będzie próbowała mnie zarazić swoim hobby.
                Usłyszałam pukanie do drzwi. Ignacy chyba nigdy się już nie przekona do dzwonków i na dodatek to moja wina. Kiedy miałam dwanaście lat nudziło mi się i dzwonek podłączyłam do wysokiego napięcia, no i Biedaka poraził prąd. Na całe szczęście nigdy się nie dowiedział, że to była moja wina, bo z przyjaźni byłyby nici.
                Otworzyłam drzwi i ujrzałam typowego kujona w garniturku. Uśmiechnęłam się do niego, kiedy widziałam jego minę. Zaprosiłam go do środka i kazałam mu zaczekać. Szybko pobiegłam do kuchni i z szafki wyciągnęłam moje czarne szpileczki. No i teraz wszystko było idealne.
                - Kochani, zdjęcie! – zawołała nas mama.
                Razem z Ignacym stanęłam przy drzwiach. Przytuliłam się do niego i uśmiechnęłam. Nigdy mnie on nie odstraszał urodą. Było mi go też żal z powodu tego, że inni traktują go jak jakąś zarazę, ale ja w nim widziałam coś. Wiedziałam, że kiedyś nadejdzie taki dzień, iż to innym gęba opadnie na jego widok.
                Na podjeździe czekał na nas jego stary maluch. Pamiętam jak dwa lata temu go kupił i razem majsterkowaliśmy przy nim, to były czasy…
                - Cieszę się, że zgodziłaś się ze mną iść. – odezwał się gdy zapiął pasy. – Nie spodziewałem się nigdy, że będę się przyjaźnić z tak piękną dziewczyną.
                - Ja za to nie spodziewałam się, że będę się przyjaźnić z tak wspaniałym człowiekiem, który za sto dni pisze maturę! – dałam mu sójkę w bok.
                - Ała! – rozmasował swoje ramię. – To bolało! Dlaczego zawsze w to ramię musisz walić?
                - Ostatni raz! Przyrzekam! – prawą dłoń położyłam na sercu i dwa palce lewej ręki podniosłam na górę.
                - 345 raz! – zapalił silnik. – Dziecko drogie, dlaczego ja się z tobą przyjaźnię?
                - Bo mam tak samo zrytą psychę jak ty!
                Przytuliłam się do przyjaciela. Nie wiem, dlaczego, ale on jakoś mnie wypełniał, czułam się obok niego bezpiecznie. Wiem, że jest w stanie mnie ochronić i za to go kocham.

Pięć miesięcy później…
                Czerwiec, koniec szkoły, tak długo na niego czekałam, a teraz dla mnie nic nie znaczy. Znowu siedzę na ławeczce na cmentarzu. Było pochmurno i wyglądało jak miałoby się zaraz rozpadać. Czułam w moim sercu znowu pustkę, miałam wrażenie, że już coś takiego przeżyłam. Popatrzyłam na marmurowy nagrobek, gdzie zostało wyryte nazwisko mojego przyjaciela: Ignacy Tomczyk, urodzony 13 sierpnia 1993, zmarł 12 kwietnia 2012 r. Na samym dole zostało wyryte epitafium: „ Tutaj leży chłopak, który nie pozwolił aby rak go pokonał”
                Ignacy był od dwóch lat chory na raka. Zabronił swoim rodzicom, żeby mi o tym mówić. Zrezygnował z chemioterapii, żeby korzystać z życia. Dobrze wiedział, że i tak tego nie przeżyje. Dowiedziałam się o raku na studniówce, kiedy upadł podczas naszego tańca. Nie myślałam, że od tamtej pory zostanie mi tak mało czasu, żeby z nim być. Byłam w szpitalu, kiedy umierał. Pamiętam jego ostatnie słowa: „ Jessi, pamiętaj, że Cię kocham i że zawsze będę nad Tobą czuwał, jak taki aniołek. Bądź szczęśliwa!” – Tamte słowa coś we mnie wtedy ruszyły, tak jakbym je już gdzieś słyszała.
                - Jessi, musimy jechać. – odezwała się Agata, która stała tuż za mną.
                - Wiem, ja tylko przyszłam się pożegnać z Ignacym… - położyłam dłoń na nagrobku. – Ja Ciebie też kocham… Żegnaj.
                Spojrzałam na mamę. Miała zatroskaną minę, no cóż, od dwóch miesięcy byłam żywym trupem. Zaczynamy nowe życie, więc muszę zapomnieć… Zapomnieć o tym, że go już nigdy nie zapomnę. Nabrałam głębokiego wdechu i przytuliłam się do Agaty. Kończę się z moim użalaniem, nic i nikt nie zmieni już przeszłości, ale  ja wciąż mogę zmienić przyszłość.

***

                - Co? Znowu wyjeżdżacie? – patrzyłem na rodziców, mając nadzieję, że żartują ze mnie. – Dobrze wiecie, że zamierzam iść w weekend do kina z przyjaciółmi!
                - James dobrze znasz zasady – ojciec zaczął wyciągać sprzęt. – Przenieśliśmy cię do publicznej pod warunkiem, że będziesz opiekować się młodszym rodzeństwem.
                - Pięknie – zarzuciłem głową do tyłu. – Dwa dni z koszmarnym rodzeństwem. Zapowiada się wspaniały weekend.
                - Kiedyś zrozumiesz jak zostaniesz ojcem…
                - Właśnie jak zostanę.
                Rzuciłem piłeczką do tenisa w ścianę. Miałem to gdzieś, że rodzice zaczęli na mnie wrzeszczeć za dziurę w ścianie. Pobiegłem do swojego pokoju, mijając na schodach Ethan’a, mojego młodszego brata, jednego z bliźniaków. Jego mi tutaj zawsze było najbardziej żal. Nikt na niego nigdy nie zwraca uwagi, chociaż mu na tym zależy. Zawsze jest Rose, jego siostra bliźniaczka, która uprawia hokej, Lillith, najmłodsza z nas wszystkich, ma dopiero roczek i ja, uparty i wkurzający syn. Lecz on? Nie ma się czym pochwalić. Jest grzecznym chłopcem, nie sprawiającym kłopotów. Bardzo mi on kogoś przypomina…
                - Miałeś podobno iść do swojego pokoju. – w drzwiach do swojego pokoju stanęła Rose, na twarzy miała już uśmiech jakby coś kombinowała.
                - Zamknij się.
                Przewróciłem oczami i wszedłem do pokoju. Był on pełny pucharów, chociaż do szkoły publicznej chodzę dopiero pięć lat. Nie potrafiłem się połapać w szkole dla agentów, więc poprosiłem rodziców o przeniesienie do szkoły publicznej, nie było łatwo, ale udało mi się ich przekonać pod warunkiem, że będę się zajmował rodzeństwem, kiedy będą na misji oraz, iż nie będę zaniedbywał treningów.
                Usłyszałem pukanie do drzwi. W tak charakterystyczny sposób puka tylko moja mama. Odwróciłem się na pięcie i otworzyłem drzwi.
                - James, wiem, że chciałeś wyjść w ten weekend do kina i cię rozumiem, ale my nie jesteśmy zwyczajnymi ludźmi…
                - I to chyba czasem jest najgorsze.
                - Masz rację, to jest najgorsze, ale nie zmienisz przeznaczenia – położyła mi dłoń na policzku i spojrzała mi głęboko w oczy. – Czasem chciałbym być normalną matką, a nie…
                Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Mama się delikatnie uśmiechnęła i zeszła na dół. Ja zaś ruszyłem ramionami i też wyszedłem z pokoju. Ciekawy jestem kto przyjechał po moich rodziców. Mariah, a może Mick.
                -…przepraszam za spóźnienie, ale nie miałam się jak z państwem skontaktować, a ja dzisiaj po prostu zaspałam. – usłyszałem głos jakiejś dziewczyny.
                - Nic się nie stało. – powiedział mój tata. – Myślę, że mój syn będzie szczęśliwy, że go wybawiłaś.
                - Och doprawdy? – usłyszałem zdziwienie w jej głosie.
                Wyjrzałem zza balustrady i zobaczyłem dziewczynę, przy której moje serce zaczęło bić szybciej. Ona tak bardzo mi przypominała kogoś, kogoś kogo dawno temu straciłem. Zbiegłem po schodach i złapałem moją skórzaną kurtkę. Mijając dziewczynę przy drzwiach, zauważyłem też podobny kolor oczu do Victorii, mojej przyjaciółki, która zaginęła dziesięć lat temu.
                Wskoczyłem na motor i odjechałem. Muszę jakoś odreagować ten dzień.

Jeżeli przeczytacie będę wdzięczna za opinię, ponieważ chcę wiedzieć, czy mam dalej publikować to opowiadanie.
Kinga

2 komentarze:

  1. Bo mam tak samo zrytą psychę jak ty! - padłam x.x
    Nosz dobra, nie cierpię pisać komentarzy, co oznajmiam prawie wszystkim. Ale co do pierwszego wrażenia? Genialne :D
    Podoba mi się charakter Jamesa. Jest taki jak ja! No wiesz, wpienia rodziców itd. XD
    A Jessi? Jessi jest za grzeczna. Szkoda mi Ignacego :(
    Publikuj! I to częściej! ♥

    Ta ze zrytą psychiką! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow czytałam twoje poprzednie blogi i już wiem po 1 rozdziale ze będzie to niesamowita historia pozdrawiam *KIM*

      Usuń